ULICA KROKODYLI, reż. Stephen i Timothy Quay, Wielka Brytania 1986
bez tekstu
Bracia Quay – Timothy i Stephen – postanowili przełożyć Ulicę Krokodyli, fragment Sklepów cynamonowych Brunona Schulza, na język animacji poklatkowej. Kariera identycznych bliźniaków-filmowców od jej początków związana była z Polską, a także ówczesną Czechosłowacją. Uczyli się malarstwa i rysunku, a ich kontakt z animacją zaczął się od twórczości Waleriana Borowczyka i Jana Lenicy, potem poznali pracę Jana Švankmajera, wybitnego reżysera krótkometrażowych filmów poklatkowych z Pragi. Przesiąknięci europejskim duchem Quayowie rozpoczęli współpracę z brytyjskim Channel 4, dla którego realizowali swoje krótkie metraże. Wzięcie na warsztat Ulicy Krokodyli pozwoliło przedstawić Schulzowską poetyckość świata poprzez nowe medium.
Za tą produkcją stoi największy budżet na jeden z ich filmów krótkometrażowych (zarówno w momencie jego tworzenia, jak i do tej pory). Warunkiem finansowania postawionym przez Radę ds. Produkcji BFI było oparcie filmu na źródle literackim należącym do kanonu. Quayowie wybrali jednak opowiadania polskiego autora Brunona Schulza, którego proza opiera się bardziej na logice snu niż na konwencjonalnej narracji. Film odbiega przy tym znacznie od oryginału. Dzieło powstałe częściowo w procesie improwizacji, doskonale współgra z schulzowskim uniwersum. Tytułowa ulica to labirynt sklepowych witryn o brudnych szybach, przez które widać dekoracje odzwierciedlające liche wnętrze lokalu.
Był to dystrykt przemysłowo-handlowy z podkreślonym jaskrawo charakterem trzeźwej użytkowości. Duch czasu, mechanizm ekonomiki, nie oszczędził i naszego miasta i zapuścił korzenie na skrawku jego peryferii, gdzie rozwinął się w pasożytniczą dzielnicę. – Bruno Schulz, Ulica Krokodyli
Bramą do tego wszechświata jest staroświecka maszyna kinetoskopowa, uruchomiona przez kustosza muzeum, który ożywia mechanizm za pomocą kropli śliny, po czym przecina linkę wiążącą marionetkę, która od tej pory może swobodnie się poruszać. Film przedstawia dalej podróż marionetki poprzez niepokojące zaświaty, gdzie prawa fizyki i perspektywy nie mają już zastosowania, dziwaczne maszyny wykonują bezsensownie
powtarzalne i nieproduktywne zadania, zaś przedmioty pozornie nieożywione budzą się do życia pod wpływem zabiegów małego urwisa. Ostatecznie podróż głównego bohatera kończy się w dziwnym zakładzie krawieckim, w który otacza go trio złowrogich, kobiecych postaci z wydrążonymi głowami (każda z wytłoczonym numerem seryjnym z tyłu), szybujących jakby były napędzane przez nadprzyrodzoną moc. Krawiec przedstawiony jest jako megalomańska postać przebudowująca świat na swój obraz…
Zwiększony budżet pozwolił braciom Quay po raz pierwszy na filmowanie kamerą 35 mm, co pozwoliło im poświęcić dużo więcej uwagi fakturze, drobnym detalom i jakości światła. Wrażenie dawno uśpionej cywilizacji oddaje ilość kurzu, brudu i wyrzuconych przedmiotów (ilustrujących schulzowskie pojęcie „zdegradowanej rzeczywistości”). Wschodnioeuropejski klimat wzmocniony jest przez partyturę Leszka Jankowskiego, który napisał i nagrał muzykę przed nakręceniem filmu. Ulica Krokodyli to film niemy, a główną siłą napędową jest tutaj muzyka. Bracia Quay przyznają sami, że dialog pełni dla nich jedynie funkcję fragmentu większej całości, nie zaś jej główny element. Wolą budować atmosferę i konkretne emocje dźwiękiem instrumentów, dzięki czemu ich produkcje zawsze wypełnione są muzyką.
Poznanego przypadkiem (podczas spektaklu teatralnego) Lecha Jankowskiego, kompozytora i malarza, zaprosili do współpracy w 1981 roku, czyli pięć lat przed premierą Ulicy Krokodyli. Spotkali się w trójkę, po czym ustalili, że Jankowski przyśle Quayom kasetę z muzyką, gdy już będzie gotowa. Nie widział przedtem ani jednej klatki filmu, znał jedynie prozę Schulza. Bliźniacy byli zachwyceni efektem pracy kompozytora. Ponieważ mogli pozwolić sobie na przedłużenie animacji (z planowanych piętnastu minut), rozbudowali Ulicę Krokodyli do dwudziestu jeden minut, używając tym samym dłuższych fragmentów utworów Jankowskiego. Efekt końcowy wywarł na twórcach takie wrażenie, że stał się on stałym kompozytorem braci Quay.